30 sierpnia 2007, 10:26
Pod koniec września w planach kaszuby. I znowu wszystko nie tak. Normalnie aż drzeć mi się chce. Mieliśmy jechać we dwoje, żeby odpocząć od ludzi i p o b y ć ze sobą do jasnej ciasnej, a tu nagle On stwierdza, że zabiera pół plutonu swoich znajomych (którzy mnie wprost nienawidzą, nie trawią i co najgorsze z wzajemnością).
Czasem aż mam wrażenie, że mnie całą z największą przyjemnością zamieniłby na chociaż włos z głowy któregoś z kumpli, bądź co gorsze "przyjaciółki". I ja nie toleruję do jasnej cholery przyjacielskiego macania po tyłku, klepania po biuście, przytulania, całowania, ściskania, łapania za ręce. I naprawdę gdzieś mam fakt jaką depresję czy niedobór emocjonalny w jego wykonaniu mają te gesty!
Tym bardziej że ja przyjaciół traktuję jak... przyjaciół do jasnej cholery. I mam ich po to by z nimi rozmawiać kiedy On jest zajęty macaniem K.
Uniosłam się.
Nigdy nie myślałam że seks w samochodzie może być t a k i m seksem w samochodzie.